poniedziałek, 23 lipca 2018

Rozdział szósty.

Gdzieś w oddali korytarza ujrzałam wielką szopę włosów, zapewne należącą do Hermiony Granger. Wzniosłam dłoń i wskazałam palcem w tamtym kierunku.
-Tam idziemy - mruknęłam ruszając za Gryffonką. Lauren zdążyła tylko złapać dłonią moje ramię i zniknęłyśmy w tłumie uczniów Hogwartu. Naprawdę starałam się nie przepychać między nimi, ale czułam, że jest to co najmniej niemożliwe.
Nagle przed nami wyrosło dwóch identycznych rudzielców. Jęknęłam z zawodem widząc jak znika mi z pola widzenia szopa włosów Granger.
-Ale... Przez was nie wiem gdzie iść - jęknęłam patrząc na bliźniaków. Ci spojrzeli po sobie. W dziwnym blasku ich oczu nie ujrzałam nic dobrego.
-Wróżbiarstwo? - spytali równocześnie, co przyprawiło mnie o lekkie zdziwienie. Obie z Lauren kiwnęłyśmy ochoczo głowami. Bliźniacy skręcili w drugi boczny korytarz i zaczęli iść swobodnie, gdyż nie było na nim żadnych uczniów.
-Wiecie gdzie idziecie? - spytała sceptycznie nastawiona do tego planu Yoxall. Widziałam lekkie oburzenie na ich twarzach, które znikło równie szybko jak się pojawiło. Puścili to pytanie mimo uszu.
Weszliśmy do ciemniejszej sali pełnej potłuczonych probówek czy pogniecionych kociołków. Zmarszczyłam brwi w momencie prawie wdepnięcia w jakąś niezidentyfikowaną zieloną maź.
-Nie dotykajcie tu niczego - powiedział George rozsądnym głosem, co idealnie kontrastowało z tym co właśnie robiliśmy szlajając się po nieznanych zakamarkach Hogwartu.
Spojrzałam na Lauren wzrokiem krzyczącym 'Chciałaś oglądać Hogwart? TO MASZ!'. Ta pokiwała głową z politowaniem.
Przeszliśmy przez pomieszczenie i przeszliśmy przez drzwi, które sprawiły, że wylądowaliśmy na przeciwko sali od Wróżbiarstwa. Granger dopiero wychyliła się zza rogu lekko zziajana całym przepychaniem się przez wielki tłum. Spojrzałam na bliźniaków chcąc im podziękować, ale oni wyparowali jak kamfora.
Yoxall już stała pod salą z książką od Wróżbiarstwa pod pachą. Wydaje mi się, że nie chciała wiedzieć co się właściwie stało.

~~~

Na stolikach leżały kubki z herbatą i po woreczku dodatkowych fusów na parę. Westchnęłam, bo nie przepadałam za tego typu wróżbami.
Zza wielkiej czerwonej kotary wyszła kobieta, która wyglądała jak najzwyklejsza w świecie wariatka. Włosy odstające w każdą stronę. Jej okulary, a raczej szkła grubości denek od butelek, powiększały jej oczy w niewyobrażalnie okropny sposób. Nie dało się na nią długo patrzeć.
-Witajcie drodzy uczniowie, zarówno Hogwartu, jak i Ilvermorny. Dzisiaj użyjemy standardowej metody odczytywania przyszłości, jaką jest odczytywanie jej z fusów herbacianych - wyjaśniała profesor Trelawney. Usiadłam z Lauren trochę dalej od jej biurka. Ujęłam w dłoń swój kubek i dotknęłam jego kantem kubka Yoxall i zaczęłam pić herbatę.
Nie była to może najlepsza herbata w życiu, szczerze powiedziawszy smakowała okropnie. Jakby ktoś zmieszał zgniliznę z liśćmi herbaty.
Postawiłam pusty kubek z fusami na stoliku i rozglądnęłam się po sali pełnej uczniów, których twarze nie wyrażały żadnego zainteresowania tym co ma się dzisiaj dziać.
-Obrzydliwe - mruknęła Lauren stawiając przede mną swój kubek. Spojrzałam na nią z krzywym grymasem i kiwnęłam głową przyznając jej rację.
-Po co nam właściwie Wróżbiarstwo? Przecież można pić herbatę w spokoju - dodałam ujmując jej kubek. Yoxall wzruszyła bezsilnie ramionami. Spojrzałam na fusy. Nie zobaczyłam w nich kompletnie nic poza brązowymi grudkami.
-U ciebie widzę jakiegoś gołębia... A może leniwca? - stwierdziła dziewczyna wpatrując się w filiżankę bez wyrazu. Westchnęłam lekko.
-Pasuje mi leniwiec, mogłabym przespać całe życie - mruknęłam, a Lauren prychnęła śmiechem pod nosem. Zmarszczyłam brwi dalej patrząc na fusy w filiżance.
-Ponurak?
-Jeśli już to niedorobiona gruszka czy jabłko. Jeszcze nie umierasz - odparłam odstawiając filiżankę na stół.
-Książka nic nie mówi o leniwcu, ale gołąb to ponoć jakaś ważna wiadomość - przeczytała dziewczyna z książki przed nią. Kiwnęłam głową spokojnie.
-Dalej lepsze, niż śmierć czy nieszczęście - mruknęłam obracając w palcach filiżankę. Lauren uśmiechnęła się lekko. - A jabłko czy gruszka? - dodałam.
-Albo sukces w interesach, albo zadowolenie finansowe - odparła, a ja zaśmiałam się wesoło.
Jednak udało nam się przeżyć wróżenie z fusów.

~~~

Wyszłam najedzona z Wielkiej Sali i zaczęłam wspinać się po schodach na górę do Wieży Gryffindoru. Moja towarzyszka zbrodni stwierdziła, że idzie szukać szczęścia między książkami w tutejszej bibliotece. Doczłapałam się na siódme piętro i stanęłam przed portretem Grubej Damy. Jej wyraz twarzy nie zwiastował szczęścia ze spotkania.
-Czekoladowa Żaba?
Na jej twarzy ujrzałam zdziwienie pomieszane z ulgą. Trafiłam!
Uchyliła mi się, bym mogła wejść do środka. Na fotelach rozwaleni byli bliźniacy, a wokół nich stali zaciekawieni pierwszoroczniacy. O czymś wesoło opowiadali. Wzruszyłam ramionami i już miałam ruszać na górę.
-Allen - usłyszałam radośnie wypowiedziane moje nazwisko. Odwróciłam się ku dźwiękowi zdziwiona. Jeden z bliźniaków zachęcił mnie ruchem ręki, bym podeszła. Przełożyłam książkę od Wróżbiarstwa do drugiej dłoni.
-Nie zdążyłam wam wcześniej podziękować. Szybko zniknęliście - mruknęłam podchodząc do foteli. Fred uśmiechnął się wesoło, podczas gdy George rozmawiał z dzieciakami o Bombonierkach Lesera, czymkolwiek miałoby to nie być.
-Nie ma problemu. Znamy dużo różnych ukrytych przejść w Hogwarcie - przyznał Weasley. Byłam pewna, że mówi rację. - Ale nie o to mi chodzi. Zaczęliśmy produkować cukierki. Wiadomo, nie są one zwykłe - dodał wyciągając z kieszeni małe bordowe pudełko. Usiadłam na jednym z oparć na ręce fotela.
Fred otworzył pudełko, w kórym pełno było dwu kolorowych fasolek. Wzięłam jedno w dłoń. Było z jednej strony czerwone, z drugiej jasno-różowe.
-To jest Krwotoczek Truskawkowy. Jak zjesz czerwoną część to z twojego nosa zacznie cieknąć krew. Hamuje to strona różowa - wyjaśnił, a ja zmarszczyłam brwi. Ten zaśmiał się wesoło.
-Pokazujesz mi to, ponieważ?
-Chcę, żeby sława Weasleyów znana była również za oceanem - odparł, a ja zaśmiałam się wesoło. Pokiwałam głową z politowaniem. - A poza tym obiecałaś, że my nic nie widzimy, tak samo jak wy nic nie widzicie - dodał poważnym tonem.
-To prawda, obiecałam - przyznałam kiwając głową. - Mogę kilka? Jestem ciekawa jak działają, a nawet jeśli nie, to mogą się kiedyś przydać - stwierdziłam, a Fred uśmiechnął się konspiracyjnie. Wyciągnął ciemnofioletowy woreczek i wrzucił do niego po kilka fasolek różnych kolorów.
Zabrał mi podręcznik do Wróżbiarstwa i na wciśniętym między kartki kawałku pergaminu zaczął rozpisywać.
'Krwotoczki Czerwone - krew z nosa (czerwone)
Bąblówka Krwawa - mocniejsza krew z nosa (bordowe)
Omdlejki Grylażowe - omdlenia (granatowe)
Karmelki Gorączkowe - gorączka (brązowe)
Wymiotki Pomarańczowe - wymioty (pomarańczowe)
Zawsze jaśniejsza strona odwraca efekt fasolki.'
Wsunął kartkę do środka woreczka. Uśmiechnęłam się do rudego chłopaka wsuwając woreczek do kieszeni spodni.
-Dziękuję - powiedziałam wesoło i zaczęłam słuchać George'a opowiadającego z pasją o ich wynalazkach. W mojej głowie roiło się już od pomysłów, co by z tymi fasolkami zrobić. Najpierw musiałam jednak poczekać, aż Yoxall wróci z biblioteki. Nie mogłam się doczekać, kiedy jej to wszystko opowiem. Mam nadzieję, że jej się to spodoba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział szósty.

Gdzieś w oddali korytarza ujrzałam wielką szopę włosów, zapewne należącą do Hermiony Granger. Wzniosłam dłoń i wskazałam palcem w tamtym kie...