wtorek, 17 lipca 2018

Rozdział piąty.


          W wieży południowej odbywały się zajęcia z zaklęć i uroków. Nie musiałyśmy długo szukać sali o numerze dziewięćdziesiąt dziewięć. Wystarczyło grzecznie podążać za czerwonymi krawatami, by odnaleźć się tam, gdzie chciałyśmy.
          Sala nie należała do największej. Patrząc to w prawo, to w lewo, można było dostrzec trzy rzędy ławek z pozostawionymi papierami i kilkoma podręcznikami. Kałamarze ze zmęczonymi piórami czekały na następnych uczniów. Na wprost zaś znajdowało się biurko. Niewysokie, a rzec nawet można, że nader niskie. Za nią był wysoki blok złożony z ksiąg, co sugerowało, że w tejże sali można było odnaleźć drugą, mniejszą biblioteczkę.
          Wraz z Hailey zajęłyśmy byle jakie miejsce przy jednej z dwóch zapisanych kredą tablic. Dopiero wtedy zwróciłyśmy uwagę na leżące przypinki. Każda z nich głosiła dumną pochwałę dotyczącą Cedrica, wybranego Puchona. Biorąc rzeczony przedmiot do ręki uśmiechnęłam się i gdy chciałam nim obrócić, wizerunek się zmienił. Diggory rozpłynął się, a w zamian w zielonych barwach zjawiła się twarz Harrego. "Potter cuchnie" - ów napis rozciągał się i powiększał, tak samo jak wizerunek samego nieszczęśliwego Wybrańca. Wzdychając, schowałam przedmiot, coby nikt go nie zgarnął. Sama przypinka ze wzgląd na swą obraźliwą treść nie przypadła mi do gustu, acz nie chciałam rozszerzać nienawiści wśród innych. O jedną wadliwą rzecz mniej!
          — Wesoło tutaj mają, co? - mruknęłam do swojej towarzyszki, a ta spojrzała na mnie zrozumiale. Tyle mi wystarczyło by odczuć, że ma co do tej całej akcji podobne zdanie.
          — Witajcie drodzy uczniowie! - Na stertę ksiąg wskoczył nauczyciel. Zdumiona uniosłam brwi, dostrzegając kogoś podobnego do goblina. Widok nie był dla mnie nowym, jako że nad moim niewielkim dorobkiem piecze sprawowały te stworzenia w Banku Gringotta. Niemniej jednak w Ilvermorny w większości pracowali zwykli ludzie bądź duchy.


          — Na dzisiejszych zajęciach omawiane będzie zaklęcie powodujące wzrost. Czy ktoś może je kojarzy? - pytał spokojnym głosem, a moja ręka wystrzeliła do góry. Kątem oka dostrzegłam, że nie tylko ja zaangażowałam się w lekcję. Poza mną uniosła dłoń Hermiona, skupiając zdeterminowane spojrzenie na nauczycielu. Niejaki Flitwick rzecz jasna ją wywołał do odpowiedzi, a mnie pozostało założenie ramion na klatkę piersiową.
          — Ktoś Ci robi konkurencję - wsadziła mi palec pomiędzy żebra. Skuliłam się, chyląc się ku jej strony. Odruchowo oddałam jej pięknym za nadobne, czyniąc dziewczynie to samo. W zamian klepnęła mnie w ramię. Przyjazna szamotanina trwała by chwilę, ale nareszcie odezwałam się.
          — Nie dziwię się, że wybierają do odpowiedzi swoich uczniów, a nie nas. W końcu chcą pokazać jaki tutaj poziom nie jest wysoki - mruknęłam naburmuszona, mocząc kilkukrotnie pióro w atramencie.
          — Ale sama przed chwilą przyznałaś mi rację. - Odwołała się do sytuacji sprzed chwili. Fakt, zgodziłam się, że jest tu pięknie. Spodobało mi się ów miejsce, choć wciąż szczerze kocham Ilvermorny. Niemniej jednak Hogwart miał w sobie coś, co odróżniało go od naszej szkoły. Coś... najzwyczajniej w świecie urzekającego. Coś, co przyciągało i chciało się zostać na dłużej.
          — Mam ochotę tutaj zostać - powiedziałam po chwili ze ściągniętymi w złości brwiami, notując nauczycielskie słowa. Tym razem to moja przyjaciółka zamilkła na chwilę, by zaś złapać mnie za ramiona i potrząsnąć orzeźwiająco.
          — Głupia, chcesz odejść z Ilvermorny? - zapytała, a ja zaszczyciłam ją zawadiackim uśmiechem.
          — Chcę tylko skopać im wszystkim tyłki - stwierdziłam, a rudowłosa prychnęła krótkim śmiechem.
          Nigdy nie powiedziałam, że chcę opuścić Ilvermorny. To miejsce jest moim domem. Jedynym i w swoim rodzaju. Kocham go i kochać po wieki będę. Co nie zmienia faktu, że z pozoru swobodna atmosfera w czasie zajęć dolewała powoli oliwy do ognia. Sprawiała, że ustaliłam sobie pewien cel. Rozwalić Hogwart na łopatki. Utrzeć nosa wszystkim uczniom. By tutejsi nauczyciele z trwogą patrzyli na czarodziejów i czarodziejki z Amerykańskiej szkoły magicznej.
          Pisałam coraz szybciej, nieświadomie dociskając pióro do papieru. Przez to zaostrzona końcówka złamała się, a ja nerwowo przez resztę czasu szukałam swojego przyrządu do pisania.



- * -


          Przerwa. Ludzie rozeszli się w znane sobie strony. Sama nie wiedziałam, co dokładnie zrobić ze sobą. Rozglądałam się w prawo i lewo. Byłam sama. Rozstałam się ze swoją znajomą, co uznała, że idzie coś załatwić. Nie dopytywałam, pożegnałam zwykłym machnięciem ręki.
          — No to co, standardzik... - przeszło mi przez głowę. I jak pomyślałam, tak też zrobiłam. Uznałam, że jedynym miejscem, gdzie mogłabym spędzić swój wolny czas to biblioteka. Prowadzona ciekawością, dopytywałam ludzi po drodze, gdzie znajdę owe miejsce.
          Aż w końcu znalazłam. Wysokie pomieszczenie przyćmiewało swym dobrobytem na wejściu. Starając zachować zamknięte usta, wkroczyłam do środka. Skinęłam głową do bibliotekarki na ciche przywitanie, by następnie podejść do starszej kobiety. Starowinka poprawiła okulary na nosie i spojrzała na mnie złowrogo. Niezrażona, przybrałam uśmiech numer dwa.
          — Mam pytanie. Czy uczniowie z Ilvermorny na czas gościnnego pobytu tutaj mogą wypożyczać książki? - padło z mych ust. Splatając za sobą palce, oczekiwałam na odpowiedź. Kobieta najwidoczniej zastanowiła się chwilę, coś przejrzała, aż nareszcie odpowiedziała na pytanie.
          — Oczywiście. Proszę tylko zachować ciszę - rzekła, a ja rozpromieniona potruchtałam dalej.
          Zatrzymywałam się przy wielu regałach. Szukałam nazwy danego sektora nim niezainteresowana poszłam dalej. Trwało to tak do momentu, aż natrafiłam na to, co chciałam. Eliksiry. Znajdowało się tutaj wiele ksiąg. Stając na palcach i tak nie mogłam doczytać się wszystkich tytułów. Rezygnując z górnych półek, sięgnęłam po podręcznik z dolnych. Tytuł był mi znajomy. "Magiczne wzory i napoje". Słyszałam wiele pochlebnych opinii, aczkolwiek nigdy nie skusiłam się na faktyczne zajrzenie do środka i zapoznania się z treścią tego cudeńka. Ponoć przystępnie opisane, treściwe i przede wszystkim pouczające. Z radami dopisanymi na dole kartek. Uradowana wzięłam książkę pod pachę i ruszyłam dalej.
          Tym razem dotarłam do działu dotyczącego Quidditcha. Odruchowo chwyciłam za "Latał jak szaleniec", by zaraz moje oczy zaświeciły się przy "Quidditchu przez wieki". To również zgarnęłam, przez co skończyłam z trzema księgami. Dwoma chudymi i jedną grubszą. Z nadzieją, że jest to dozwolone, miałam ruszyć ku bibliotekarce gdyby nie jeden szczegół.
          Druga dłoń.
          — Była rezerwacja - stwierdził niemiło męski głos, przez co odwróciłam się w bok.
          Blond włosy, zielony krawat, dumne podejście. To ten sam chłopak z wtedy.
          — To weź drugą - bąknęłam cicho, zaciskając palce na grzbiecie książki. Ślizgon zrobił to samo, wbijając jeden ze swoich paznokci w moją dłoń.
          — Nie ma drugiej, bo zbyt często jest pożyczana.
          — To twój problem, nie mój - szarpnęłam ręką, wydzierając się z uścisku chłopaka. Zrobiłam obrót na palcach, a "Quidditch przez wieki" uniosłam dumnie ku górze. Nie chciałam mu tego oddawać, więc rzuciłam się jak najcichszym biegiem przed siebie. Słysząc tupot za sobą, wiedziałam, że nie mogłam się zatrzymać. Błądząc wśród regałów, byłam na straconej pozycji. Nie znałam skrótów. Nie mogłam zgrabnie i żwawo wymijać. Przez to nawet nie wiedząc kiedy, zgubiłam się w gąszczu biblioteki. Kroki były coraz bliżej, a ja nerwowo szukałam jakiejkolwiek żywej duszy, by była moim znakiem. By móc rozpoznać, gdzie mniej-więcej jestem. Na nic zdało się to wszystko.
          Potykając się o nie swoje nogi, uderzyłam o ścianę. Obraz nade mną zadrżał, ale nie spadł. Poczułam, jak Malfoy łapie za moje nadgarstki i unosi je do góry. Unieruchamia mnie. Książki z łoskotem uderzają o podłogę, a ja odruchowo unoszę nogę, by zadać stanowczy cios między nogi. Z goryczą chybiam, więc próbuję kopać go po kostkach.
          — Owszem, to twój problem, Yoxall - stwierdził, wyciągając siłą spomiędzy moich palców książkę. Naburmuszona spojrzałam mu w oczy, nie rozumiejąc. Tyle zachodu o zwykły tytuł. Czyżby "Quidditch przez wieki" był aż tak dobry?
          — A ty dorośnij, Malfoy - odburknęłam. Był na tyle blisko, że próbowałam uderzyć go swoim czołem w jego czoło. Zdołał odsunąć się do tyłu.
          — Nie wchodź mi w drogę - odparł, nim odszedł, machając mi bezczelnie wyrwaną książką. Wystawiłam za nim język i kucnęłam, by zebrać resztę książek. Brak jakiegokolwiek poszanowania. Menda.
          Wzdychając, udałam się na poszukiwania wyjścia.



- * -



          Zdobyłam dwie książki. Lepsze to niż nic, choć wciąż byłam rozgoryczona wyrwaniem tej trzeciej.
          — Przyniosłam Ci trochę jedzenia, bo dobre było, a Cię nie widziałam.
          Od razu zostałam ugłaskana. Przytulając Allen, podziękowałam za słodki dar, który szybko pochłonęłam. Oblizałam się, a całe poddenerwowanie uszło ze mnie, jak za dotykiem różdżki.
          — Co w ogóle teraz mamy? - dopytała, a ja wyciągnęłam z tornistra plan zajęć. Wszystko wskazywało na jedno.
          — Wróżbiarstwo - odpowiedziałam, rozglądając się za kimkolwiek, kto mógłby zmierzać na te właśnie zajęcia.

1 komentarz:

  1. Draco to taka niewychowana sierota, bardzo go lubię, no ale halo, bez przesady. To tylko książka o Quidditchu.
    Whatever.
    Poza tym ugłaskana przez jedzenie od Allen, brzmi znajomo XD
    Cieszę się, że dodałaś rozdział, i że mój nie jest jakoś rażąco krótszy <3
    Kocham i pozdrawiam, Black

    OdpowiedzUsuń

Rozdział szósty.

Gdzieś w oddali korytarza ujrzałam wielką szopę włosów, zapewne należącą do Hermiony Granger. Wzniosłam dłoń i wskazałam palcem w tamtym kie...