środa, 20 grudnia 2017

Rozdział drugi.

         

          Dopiero teraz każdy zwrócił wzrok w stronę drewnianej czary postawionej blisko mównicy. Z jej środka buchały niebiesko-białe płomienie. Nic specjalnego, gdyby nie to, że ta czara decydowała o losach czwórki szczęśliwców. Albo moim zdaniem nieszczęśliwców.
          Od nas od samego początku typowali Cadena Petersona. Wysoki, dobrze zbudowany i z olśniewającym uśmiechem. Od dawna o tym myślał. Bardzo chciał być wybrany. Stał na przedzie naszej wesołej gromady. Rozglądnął się po sali swoimi zielonymi oczami i skupił wzrok na Czarze Ognia.
          Potarłam lekko potylicę dłonią i spojrzałam na najbliżej stojący nas stół. Wszyscy mieli złoto-czerwone krawaty i lwy na piersiach. Wyglądali tak uroczo i niewinnie. Nawet dostrzegłam wśród nich grupkę podobnie rudych ludzi do mnie. Mój uśmiech się jeszcze bardziej zwiększył.
          Dumbledore, który już stał na mównicy włożył dłoń do Czary Ognia i wyciągnął jedną z karteczek. Przyłożył różdżkę do gardła. Rozłożył świstek papieru.
          -Szkołę Magii Beauxbatons reprezentować będzie - zrobił pełną oczekiwania pauzę. Wszystkie Francuzki ścisnęły swoje wiotkie kłykcie. Każdy Francuz starał się utrzymać jak najbardziej poważną minę. Byłam o mały włos od parsknięcia śmiechem. - Fleur Delacour - dokończył wreszcie siwy starzec. Po sali rozległ się odgłos oklasków. Słyszałam kilka pisków. Z szeregu wystąpiła pani Delacour. Twarz Fleur rozświetlił uśmiech, a w oczach błyszczało zacięcie. Wzruszyłam lekko ramionami i znowu skupiłam wzrok na mężczyźnie na mównicy, który stał już tam z kolejną karteczką.
          -Przedstawicielem naszych kolejnych gości z samych Stanów Zjednoczonych ze Szkoły Ilvermorny będzie Caden Peterson - powiedział już bez robienia dramatycznych przerw. Ryknęliśmy wesołym okrzykiem. Spojrzałam na radosną Lauren. Obie klaskałyśmy bez opamiętania. Jednego byłam pewna. Nie zawiedziemy się na nim. Przynajmniej taką miałam nadzieję, bo mimo że stoimy tutaj dopiero z 20 minut już zaczęło mi się tu podobać. Po jakimś czasie nastała cisza, a Dumbledore znowu miał nowy świstek w dłoni.
          -Durmstrang za swojego ambasadora będzie miał Wiktora Kruma - gdy tylko to powiedział słyszałam tylko wysoki pisk kobiet pomieszany z niskimi okrzykami radości uczniów Durmstrangu. Mój entuzjazm zakończył się na klaskaniu w dłonie. I to niezbyt długim. Zwykły odruch. Wreszcie nadeszła pora na ogłoszenie reprezentantów Hogwartu. Na to wszystkie szkoły czekały ze zniecierpliwieniem.
          -Przedstawicielem Szkoły Magii i Czarodziejstwa zostaje Cedric Diggory - powiedział z dumą w głosie, a cała Sala wpadła w szał. Wszyscy klepali chłopaka w czarnej szacie z żółtym herbem na piersi po ramionach i gratulowali mu. Ten uśmiechał się radośnie i dziękował wszystkim.
          Nagle Czara zburzyła swoją gładką taflę i wystrzeliła jeszcze jednym lekko płonącym kawałkiem papieru. Nagle wszyscy na Sali zamilkli.
          -Jest jeszcze piąta szkoła? - spytałam najcichszym szeptem jakim potrafiłam nachylając się nad Lauren. Ta uciszyła mnie przykładając palec do ust, chociaż jej wzrok wyrażał zażenowanie moim pytaniem. Kiwnęłam głową i skierowałam wzrok tam gdzie inni. Przez chwilę Dumbledore wyglądał na zmieszanego. Potem tylko zdenerwowanego. Przyłożył ostatni raz różdżkę do gardła, by mówić głośniej.

          -HARRY POTTER - ryknął, a w oczach wszystkich widać było przez jeden krótki moment trwogę.

          Rozglądnęłam się po zdziwionych uczniach. Podłapałam wzrok Yoxall. Ona też nie miała pojęcia co się dzieje. Potter został wyprowadzony z Wielkiej Sali, a nas niechlujnie posadzono na pustych miejscach wśród uczniów Hogwartu. Jedzenie pokazało się na stołach bez zapowiedzi. Wszyscy w trochę grobowych nastrojach zaczęli jeść. Większość profesorów wyszła razem z Dumbledorem. Chyba wszyscy dyrektorzy też. Był zbyt duży rozgardiasz, by to na pewno ustalić. Naszego na pewno nie było.
          Ujęłam kawałek kurczaka z misy i położyłam go na swoim talerzu. Nałożyłam jeszcze trochę sałaty i zaczęłam spokojnie jeść. Niepokój Lauren nie pozwalał jej jeść.
          -Potter jest na czwartym roku, prawda? - spytała wreszcie, a ja kiwnęłam twierdząco głową. Przełknęłam kęs obiadu.
          -Jest w naszym wieku - przyznałam spokojnym głosem. - Mógł jakoś to przechytrzyć. Może jest faktycznie inteligentny i udało mu się wrzucić tam swoje imię, mimo że nie ma tyle lat co potrzeba? A może jest po prostu na tyle głupi, bo nie wie co ryzykuje przystępując do tego - mruknęłam wzruszając ramionami. Lauren kiwnęła głową.
          -Zobaczymy co zdecydują dyrektorzy - powiedziała po chwili, gdy już trochę ochłonęła. Powoli zaczynało się robić coraz normalniej na Wielkiej Sali. Zaczęły się rozmowy. Poklepywania po ramionach wybranych i tych niezbyt zadowolonych z całej sytuacji. Usadzili nas przy stole żółto-czarnych krawatów. Z tego co czytałam to to musiał być Hufflepuff.

~~~

          Zaprowadzili większą część dziewcząt z Ilvermorny pod portret kobiety, która nazywali 'Grubą Damą'. Nie musiałam zgadywać czemu. Przed drzwiami stał niezbyt urodziwy rudowłosy chłopak, który gdy do nas mówił wznosił głowę zbyt wysoko.
          -Żeby wejść do Pokoju Wspólnego Gryffonów trzeba znać hasło. Co jakiś czas się one zmieniają, o czym będziecie informowani na bieżąco. Teraźniejszym jest Czekoladowa Żaba - wymamrotał, a Gruba Dama odsunęła się odsłaniając wejście. Wsunęliśmy się powoli do środka rozglądając na wszystkie strony.
          Okrągłe pomieszczenie wypełnione czerwienią. Bardzo przytulne, wiele foteli czekało, aby zostać zajętych przez nas czy własnych uczniów. Najdziwniejszy był kominek. Był środek dnia, a tam palił się ogień. Odszukałam wzrokiem pierwszego lepszego Gryffona. Akurat jeden z rudzielców stał blisko mnie.
          -Hej, mam pytanie. Czy ogień w kominku zawsze się pali? - spytałam szturchając lekko chłopaka w ramię. Ten spojrzał na mnie czekoladowymi oczami. Byłam trochę niższa od niego. Uśmiechnął się wesoło.
          -Zawsze. Od początku wmawiali nam, że to ma nam pomóc w zaklimatyzowaniu się tutaj. Że przez to ma być przytulniej - odparł wesoło, a ja uśmiechnęłam się radośnie. - Jestem Fred Weasley, a ty? - dodał podając mi dłoń. Ujęłam ją i już otwierałam usta.
          -Ley, idziemy - mruczała Lauren ze schodów. Obdarzyłam chłopaka uśmiechem i pognałam na górę za przyjaciółką.
          -Hailey Allen - dodałam na odchodnym jeszcze patrząc na Freda i zaczęłam wchodzić po schodach za innymi dziewczynami. Zaprowadzili nas na prawie najwyższe piętro. Kondycja, a raczej jej brak, żadnej z nas za długo tego nie wytrzyma. Wpakowali mnie do jednego dormitorium z Lauren, Camryn i Erin.
          W środku były dwa piętrowe łóżka. Na środku leżał szary, puchaty dywan. Wszystko było utrzymane w dość neutralnych kolorach. Okno wychodziło na Błonia. Widać było stąd jeziorko, jakąś chatkę na zewnątrz i kawałek boiska do Quidditcha.
          -Zajmuję górę - mruknęłam patrząc na dziewczyny badawczo. Nie było odzewu, więc wcisnęłam się na jedno z nich ze swoim małym plecakiem. - Polizane i oplute, moje - dodałam dalej nie wierząc, że tak łatwo mi to wyszło. Lauren zaśmiała się radośnie.
          -Ty to zawsze byłaś jakaś niezbyt zdrowa - powiedziała wesoło i sama wpakowała kufer koło jednego z łóżek. Mój leżał w nogach łóżka pode mną. Poradzę sobie jakoś z tym. A do Lauren tylko wystawiłam język i położyłam się na czerwonej pościeli. Panna Yoxall też wdrapała się na górną część drugiego łóżka. Erin i Camryn usadowiły się na niższych piętrach.
          -Ciekawe jak rozstrzygną tą sprawę z Potterem - mruknęła Erin. Przewróciłam się na brzuch i podparłam rękami głowę, by je dobrze widzieć.
          -Albo stwierdzą, że coś kręci i go nie dadzą, albo będzie występować razem z reprezentantami, bo przecież 'Czara Ognia się nie myli' - odparłam i westchnęłam głęboko. Erin spojrzała na mnie i kiwnęła głową jakby w geście zgody.
          -Dowiemy się na kolacji pewnie - stwierdziła racjonalnie Lauren i wzruszyła ramionami.

~~~

          Tym razem na Wielkiej Sali uczniowie zostawili nam wystarczająco miejsca na ilości osób w danych dormitoriach domów. Jakże miło. Usiadłam przy stole Gryffońskim. Wszyscy z napięciem oczekiwali jak dyrektorzy to rozwiążą. Na mównicę wszedł Dumbledore. Na Sali zapanowała cisza.
          -Jak już wszyscy wiecie Czara Ognia wybrała pięcioro reprezentantów. Jednak po ustaleniu wszystkiego ogłaszamy, że pan Harry Potter również będzie brał udział w Turnieju Trójmagicznym. Skoro Czara Ognia i jego wybrała, to to nie może być przypadek - powiedział, a w mojej głowie tylko pływała myśl 'A NIE MÓWIŁAM?!'. - Nie zajmujmy się jeszcze tym, na razie życzę wszystkim smacznego i miłego pobytu w Hogwarcie - dodał z wielkim uśmiechem na twarzy, a ja tylko przewróciłam oczami. Na stole pojawiło się jedzenie. Siedziałyśmy akurat dosyć blisko rudej rodziny i Wybrańca.
          -Harry, ale naprawdę możesz nam zdradzić jak to zrobiłeś - mruknął jeden z bliźniaków patrząc na chłopaka z blizną na czole podekscytowany.
          -My próbowaliśmy, ale się nie udało - dodał ten drugi. Byłam prawie pewna, że akurat z tym rozmawiałam. Potter jednak lekko się speszył.
          -Mówiłem wam, że to nie ja - burknął i spuścił wzrok na swój talerz. Spojrzałam na Lauren zdziwiona. Ta wzruszyła ramionami. Też nic z tego nie rozumiała. Zostało tylko życzyć mu powodzenia, bo inni reprezentanci są bardzo mocni, a Potter, mimo historii o jego rodzinie, na takiego nie wyglądał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział szósty.

Gdzieś w oddali korytarza ujrzałam wielką szopę włosów, zapewne należącą do Hermiony Granger. Wzniosłam dłoń i wskazałam palcem w tamtym kie...